Truskawkowa Ania i jej idealna książka kucharska - opowieść druga
Pierwsza o książkach opowiadała Agnieszka. Teraz czas na truskawkowe opowieści, których autorką jest znana wszystkim Ania. Zapraszam. I czekam na Wasze opowieści!
Niegotujący znajomi, którzy po raz pierwszy widzą
kolekcję moich książek kulinarnych, nie kryją zdziwienia. Bo dla osoby, która w
domu ma dwie, trzy przypadkowe książki o gotowaniu, w tym Kuchnię Polską po
mamie (bardzo zacna książka, nota bene!), widok ponad stu pozycji kulinarnych
jest niemałym zaskoczeniem.
Pierwsze pytanie, które wówczas słyszę, brzmi: gotowałaś z każdej z tych książek?
Nie, nie gotowałam
z każdej z nich.
Bo ja lubię mieć
książki, przeglądać je przed zaśnięciem, snuć plany kulinarne i zasypiać z
widokiem ciasta czekoladowego przed oczami – ot, takie małe zboczenie. Lubię
oblepiać książki kolorowymi karteczkami, czytać dopiski na marginesach, które
robię po wykonaniu kolejnego przepisu, rozpoznawać plamy, jakie wylądowały
kartach wskutek ich bliskiego kontaktu z kuchnią (ta jest po oleju, na którym
prażyłam kumin do zupy dyniowej, ten czekoladowy odcisk palca powstał przy topieniu
czekolady na fondanty…).
Moje ulubionej książki?
Może „Jamie’s Italy” Jamiego Oliviera za fantastyczne
przepisy, soczyste zdjęcia będące kwintesencją lata i tak bliskie mi podejście
autora do kuchni, gotowania?
Może „Kucharka Litewska” z 1870 r., najstarsza pozycja
w mojej kolekcji, napisana pięknym staroświeckim językiem, z pożółkłymi
stronami upstrzonymi plamami atramentu?
A może „Nigella gryzie”, jedna z moich pierwszych
książek, z kiepskimi zdjęciami i przepisami, które na pierwszy rzut oka wydają
się nudnawe i przeciętne, ale przy bliższym poznaniu okazują się
fan-tas-tycz-ne?
A może…
A może nie mam ukochanej książki kulinarnej?
Wiem jedno - z książkami jest jak z ludźmi: aby mnie
pociągały, nie wystarczy piękna otoczka. Świetne zdjęcia i ciekawe przepisy to
jedno, ale ja w książce potrzebuję jeszcze
szczypty indywidualności. Lubię czuć w niej człowieka: czytać uwagi autora
i słuchać jego historii albo – w przypadku używanych książek - poznawać
przeszłość ich właścicieli poprzez dopiski na marginesach, bazgroły na tyłach
czy wycinki z gazet, suszone liście i papierki po cukierkach wetknięte między
kartki.
Wtedy to ma sens.
Autorką tekstu oraz zdjęć jest Ania z bloga strawberriesfrompoland.blogspot.com. Dziękuję!
To prawda, że trudno wybrać te jedyną najwspanialszą książkę.
OdpowiedzUsuńChętnie bym zobaczyła te sto książek jak się prezentuje na półce.
Ja mam z 10 i tak wszyscy dziwią się, że tak dużo i po co mi tyle. Moi chłopcy mają drugie 10. Może kiedyś dojdę do setki, ale nie prędko.
Pozdrawiam serdecznie!
Iza
ihihihihih policzyłam :) mam ok 40 plus z 15 wydań broszurkowych i mnóstwo gazetek KUCHNIA i .... ciągle mi mało, bez przerwy mogę przeglądać je, obwąchiwać , smakować wytworków .. w 100% rozumiem autorkę ale do 100 to i mnie jeszcze bardzo daleko :) pozdrawiam cieplutko ..
OdpowiedzUsuńAneczko i właśnie ostatnio odkryłam Twojego maila , zaginął gdzieś biedaczek w stosie nieprzeczytanych kolegów :) przepraszam , że nie odpisałam ale jakiś niedoczas towarzyszy mi każdego dnia , jak tylko dam radę poprawię się :0) a bynajmniej się postaram :)))
OdpowiedzUsuń