Deszcz, Rachel Khoo i floating islands
Pogoda nas niestety nie rozpieszcza. W Krakowie zimno i deszczowo, a majowe dni mijają wyjątkowo szybko. Na szczęście jeszcze tylko jutrzejszy wyjazd do Warszawy i kilka dni wolnego. Plan na najbliższe dni to książka i porządki. Po pierwsze porządki w googlowym czytniku. Każdego dnia pojawia się tam naście nowych wpisów. Blogi, które kiedyś mnie zachwycały, teraz mnie denerwują. W sumie mogłabym się ograniczyć do kilku. Tych o życiu i o jedzeniu. Tych, które z jakiegoś powodu są mi wyjątkowo bliskie. A całą resztę po prostu wykasuję z czytnikowej pamięci. To będzie pierwszy krok do mojego lepszego życia. Po drugie zrobię porządki w szafie. Chodzę w kilku ulubionych rzeczach, a cała reszta leży i czeka na lepsze dni. Dziesiątki koszulek, sweterków i spodni. A najgorsze jest to, że ciągle kupuję coś nowego, coś co po prostu muszę mieć. Jestem zmęczona dopasowywaniem ciuchowych zestawów i zastanawianiem się, co dziś ubrać. Krok drugi zaplanowany. Na samym końcu zrobię porządek z tym, co jem. Ma być zdrowo i sezonowo. I prosto. A najlepiej, żeby było jeszcze smacznie. Tylko to zajmie mi więcej niż kilka dni. Ale powoli. Najważniejsze, żeby niczego nie wymuszać. Na wszystko prędzej czy później przyjdzie czas.
Zanim zabiorę się za porządki i zmiany, mam dla Was pyszne floating islands. Przepis pochodzi z książki Rachel Khoo.
Rewelacyjne floating islands (6 porcji) to tylko trzy kroki.
Po pierwsze creme anglaise: 4 żółtka, 80 g cukru, laska wanilii (użyłam ekstraktu waniliowego), 500 ml mleka, 1/2 łyżeczki świeżo zmielonego pieprzu (opcjonalnie). Mieszamy żółtka z cukrem. Zagotowujemy mleko z wanilią/ekstraktem i pieprzem (o ile go dodajemy). Zdejmujemy z ognia i wlewamy odrobinę do masy jajecznej - cały czas mieszamy (żółtka nie mogą się ściąć!). Powoli dolewamy resztę mleka - cały czas mieszając. Następnie przelewamy masę do czystego garnka i gotujemy (cały czas mieszając), aż masa zgęstnieje (należy uważać, żeby mleko nie wykipiało). Kiedy masa zgęstnieje - po około 5 minutach, zdejmujemy z ognia, przekładamy do miseczki i odstawiamy do lodówki na minimum 4 godziny.
Krok drugi - słodkie migdały: 75 g cukru, 25 ml wody, 50 g migdałów w płatkach. Blachę wykładamy papierem do pieczenia. Podgrzewamy cukier z wodą, kiedy masa zacznie się gotować, dodajemy migdały i mieszamy przez 5 minut. Kiedy migdały nabiorą karmelowej barwy, przelewamy masę na blachę i przy użyciu noża rozprowadzamy masę tak cienko, jak potrafimy. Należy pamiętać, żeby wykonać to w miarę szybko. Odstawiamy blachę z migdałami do wystygnięcia.
Krok trzeci - to bezowe wyspy: 2 białka (60 g), 45 g cukru pudru, odrobina soku z cytryny, szczypta soli. Do 1 białka dodać cukier, sok, sól i ubijać. Kiedy masa będzie już śnieżnobiała, dodajemy drugie białko i ubijamy na sztywną pianę. Łyżką nabieramy bezę i delikatnie kładziemy na gotującej się wodzie. Po kilku minutach zdejmujemy bezowe wyspy i odkładamy na papier do pieczenia. Bezy można też zrobić w mikrofalówce (i ja tak robiłam). Bezy układamy na talerzyku pozostawiając 2 cm odstępu pomiędzy każdą i gotujemy przez 30 - 60 sekund/średnia moc.
Kiedy wszystko gotowe, nakładamy do miseczek creme anglaise, bezę i na samą górę migdały. Smacznego!
Jak podaje Rachel - możemy przygotować zimową wersję tego deseru: dodajemy laskę cynamonu, pół łyżeczki mielonego imbiru i odrobinę gałki muszkatołowej. Wersja czekoladowa: 4 łyżeczki kakao i 2 szczypty chilli. Wersja cytrusowa: skórka z 1 pomarańczy, połowy cytryny i połowy limonki.
Ojej... :)
OdpowiedzUsuńPiękne!
ależ to smakowicie wygląda!
OdpowiedzUsuńOh la la, ostre cięcia ;-)
Usuń